Zawody Modeli Szybowców Zdalnie Sterowanych klasy F3F o Puchar Sądeckiego Towarzystwa Lotniczego ORLIK
Zgodnie z zapowiedzią w dniach 7-8.08.2004 r odbyły się I Zawody Modeli Szybowców
Zdalnie Sterowanych klasy F3F o Puchar Sądeckiego Towarzystwa Lotniczego ORLIK
rozgrywane w cyklu Pucharu Gór. Uczestnicy zawodów, jak zwykle, zebrali się w sobotni
ranek na szczycie Jodłowca. Pogoda była typowo "barowa" - mgły przykrywały wszystkie
szczyty i siąpił deszczyk Większość zebranych łącznie z kolegami ze Słowacji, którzy
już tradycyjnie przyjeżdżają na nasze zawody, straciła jakąkolwiek nadzieję na oderwanie
się od ziemi. Zaczęliśmy nawet rozgrywać zawody w strzelaniu do puszek. Jednak koło
południa mgły się podniosły i zaczęło wiać ze wschodu, więc na ochotnika udałem się na
Białąwodę, aby sprawdzić, jakie tam są warunki. Okazało się, że jest nieźle, wiatr
powyżej 3 m/ s. Krótka rozmowa przez radio i już wszyscy zawodnicy jadą z Jodłowca
na Białąwodę. Rozkładamy pelengatory, a koledzy pod wodzą Łukasza Rybiańskiego uruchamiają
nowe urządzenie do pomiaru czasu lotu, które chcą wypróbować podczas zawodów. Wieje
coraz lepiej. Rozpoczynamy loty. Nikt nie ma problemów z utrzymaniem się w powietrzu.
Pogoda się poprawia i wychodzi słońce. Pojawia się termika, która jeszcze bardziej potęguje
siłę wiatru dochodzącą w porywach do 10 m/s.
Zaczynają się również problemy z lądowaniami. Pechowcy siadają na drzewach, a niektórzy
uszkadzają modele. Najważniejsze jednak, że warunki są równe. Trochę problemów sprawia
jednak urządzenie do pomiaru czasu lotu, które trochę szwankuje i powoduje przerwy w lotach.
Pomimo tych trudności udaje się nam rozegrać 6 kolejek, co już dawno nie przytrafiło się
na zawodach F3F. W niedzielę od rana ładne słońce, gorzej jednak z wiatrem. Wieje trochę
za słabo, ale jest termicznie. Czekamy z podjęciem decyzji o rozpoczęciu startów. Zawodnicy,
korzystając z okazji i dobrych warunków, latają na termice. W końcu podejmujemy decyzję o
rozgrywaniu towarzyskich zawodów w klasie F3F/J czyli górskiej odmianie F3J. Zabawa niezła,
jednak Michał Gala troszkę przesadził i poleciał za daleko, co skończyło się lądowaniem
w lesie poniżej szczytu. Prawie 3 godziny zajęły poszukiwania modelu zakończone jednak sukcesem.
Na koniec zostało jeszcze ogłoszenie wyników i wręczenie nagród. Wszyscy wyjeżdżali zadowoleni,
nastroje popsuła jednak wiadomość o wypadku paralotniowym na Skrzętli w którym jeden z pilotów
poniósł śmierć. Latanie to piękna sprawa, nie wolno jednak lekceważyć niebezpieczeństwa,
które się z nim wiąże.
Tomasz Kosecki