Wywiad z Tomaszem Koseckim zamieszczony w "Modelarzu"
29.12.2000


Na rozmowę z Prezesem Sądeckiego Towarzystwa Lotniczego “ORLIK” , Tomaszem Koseckim umówiłem się na górze Jodłowiec Wielki. Trafić na nią jest bardzo łatwo. Jadąc od Krakowa przez Brzesko drogą na Nowy Sącz, wyjeżdżamy na Just. Stąd rozpościera się przepiękny widok na dolinę Dunajca, w miejscu gdzie Jezioro Rożnowskie bierze swój początek. Ostrymi serpentynami zjeżdżamy do Tęgoborza. Tutaj na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w prawo. Droga prowadzi doliną między dwoma pasmami gór. To po prawej to zbocze Jodłowca, po lewej góra Rachów, na której w 1933 r rozpoczęto szkolenie szybowcowe. Kiedy za wsią Świdnik osiągamy najwyższy punkt przełęczy, skręcamy jeszcze raz w prawo. Drogą, na początku asfaltową, później utwardzoną, pniemy się trawersem na szczyt góry - cel naszej podróży. Już z daleka na tle lasu można spostrzec trzy białe mewy w kręgu, symbol dawnej szkoły szybowcowej. Odniesień do historii jest tu zresztą bardzo dużo. Tomek pokazuje mi miejsca, gdzie przed wojną stał pierwszy hangar z internatem dla kursantów, kasyno oraz gdzie po wojnie wzniesiono duży metalowy hangar, przeniesiony potem na lotnisko do Łososiny Dolnej. Docieramy w końcu na teren ośrodka STL “ORLIK”.

Jak doszło do założenia “ORLIKA”.?
Pomysł zrodził się w końcu 1996 roku w prywatnym warsztacie (serwis narciarski a zarazem modelarnia) Jana Sejuda, kiedy to zdecydowaliśmy “wziąć sprawy w swoje ręce”.

Dlaczego?
Aeroklub Podhalański nie był zainteresowany rozwojem modelarstwa. Ciągle słyszeliśmy utyskiwania na opłacanie czynszu za modelarnię. Z tego co wiem, 2 lata temu lokal w centrum Nowego Sącza oddano w końcu "miastu”, pozbywając się problemu. Aeroklub jako jednostka w przeszłości dotowana z budżetu państwa ma znane problemy z pieniędzmi. Jak krótka kołdra, to zawsze spod niej ktoś wystaje. Mieliśmy odczucie (być może inni też), że tych pieniążków najbardziej brakuje dla modelarzy. Uznaliśmy, że własne stowarzyszenie da nam możliwość działania na własny rachunek. Chęć decydowania o sobie przezwyciężyła w końcu obawy.

Od czego zaczęliście?
Przez zimę 96/97 opracowaliśmy statut a na wiosnę zarejestrowaliśmy “ORLIKA” w sądzie. To nam otworzyło drogę na Jodłowiec Wielki – górę, która jest dla nas, ze względu na tradycje, tak bardzo ważna. W październiku 1997 r. na Jodłowcu zorganizowaliśmy piknik modelarski, na który zaprosiliśmy Prezydenta Miasta Nowego Sącza. Była to oficjalna inauguracja naszej działalności. Już jako stowarzyszenie mogliśmy się starać w nadleśnictwie o zgodę na zagospodarowanie terenu po byłej szkole szybowcowej. Zakasaliśmy rękawy – i do roboty. W 1998r. wydzierżawiliśmy na byłym lotnisku aeroklubu w Kurowie kawałek pola, zaoraliśmy, wyrównali, posiali trawę i w ten sposób powstał pas startowy. Już jesienią mogliśmy polatać “na swoim”. Pod koniec 1998 rozpoczęliśmy również budowę bazy na Jodłowcu. W gminie wyprosiliśmy środki na budowę i na wiosnę 1999 r na górze, w miejscu, gdzie kiedyś były zabudowania szkoły szybowcowej, stanął szałas. Pierwsze efekty przekonały nawet największych niedowiarków, że to wszystko ma sens. Widzieliśmy od razu efekty swojej pracy i to najbardziej cieszyło.

Kogo zrzeszacie?
Formalnie dla statystyki można przyjąć, że modelarzy, lotniarzy, paralotniarzy, ale my unikamy takich podziałów. W “ORLIKU” bowiem są ludzie o różnych możliwościach: konstruowania, budowania, latania, sędziowania, udzielania się przy organizacji imprez. Cieszą się, że mogą być potrzebni. Często swoją osobowością potrafią nawet na poważnych zawodach stworzyć atmosferę pikniku, festynu. W tym miejscu chciałbym im serdecznie podziękować za to, że po prostu są. Wymienię tu kilka nazwisk w kolejności absolutnie przypadkowej, prosząc jednocześnie pozostałych, aby się nie obrazili – Jan Sejud, Marek Ziółkowski, Mieczysław Ziółkowski, Edek Kantor, Jacek Dąbrowski, Krzysiek Witek, Marek Czoch, Bronek Tokarczyk, Andrzej Kuźma, Grzegorz Skrężyna, Jurek Winter oraz najmłodsi: Łukasz Rybiański, Michał Janik, Sławek Waśko (mamy też swoich członków w Krakowie).
Szczególnie jednak pragnę podziękować gospodarzowi naszej bazy i pola wzlotów, Panu Stanisławowi Kmiecikowi, którego pomoc jest wręcz nieoceniona.

Jakiego typu imprezy organizujecie?
Zaczęliśmy od festynu modelarskiego w Kurowie. Pokazaliśmy tam loty na termice szybowcami kl.F3J, starty z wyciągarki i loty na prędkość szybowcami F3B, loty motoszybowcami z napędem elektrycznym, loty akrobacyjne modelami samolotów. Pomysł był trafiony. Wzbudziliśmy spore zainteresowanie – postanowiliśmy to wykorzystać medialnie. Wzbogaciliśmy program o loty wleczone zespołu (model samolotu holuje model szybowca) i zaprosiliśmy prasę. Ukazały się pierwsze wzmianki o “ORLIKU”. Na najbliższych zawodach o Puchar Polski modeli szybowców sterowanych radiem na zboczu (kl. F3F) rozgrywanych na Jodłowcu była już prasa, radio i telewizja. Poszliśmy za ciosem, w następnym roku zorganizowaliśmy Mistrzostwa Polski w kl.F3F i Puchar Polski w kl. F3A- modeli samolotów akrobacyjnych. Zrobiło się o nas głośno, było już z czym iść do sponsorów.

Jakich zatem sponsorów “ORLIK” pozyskał do tej pory?
Zacznę od Urzędu Gminy w Łososinie Dolnej, który pomaga nam od samego początku, następnie Urząd Miasta i Starostwo Powiatu- Nowy Sącz, dalej dealer Fiata PolinCar – N. Sącz, Zakład Ubezpieczeń Polonia S.A., która ubezpiecza nasze imprezy oraz sporo innych firm i osób prywatnych, którym naprzykrzamy się z różną częstotliwością. Prawda jest bowiem taka, że popularność może pomóc w stworzeniu przychylnej atmosfery, ale za pieniążkami trzeba już pochodzić samemu, a najlepiej w kilka osób i do kilku źródeł. Chodzić i szukać - coś się dostanie – jeżeli jest 10 ludzi, którzy chodzą – to zawsze coś wychodzą. Jest to trudne i uciążliwe, bo nawet w Urzędzie Miasta, aby dostać parę złotych, trzeba wypełnić kilka formularzy. Teraz jednak nie można już liczyć na to, że się tylko wyśle pismo i pieniądze same przyjdą.

Jak się układa współpraca “ORLIKA” z Aeroklubem Polski?
W 1999roku podjęliśmy się zorganizowania zawodów w kl.F3A do Pucharu Polski. Potraktowaliśmy to jako wyzwanie, wiadomo -prestiżowa impreza, zawodnicy z całej Polski - chcieliśmy się pokazać. Jako absolutni debiutanci wypadliśmy wg zgodnej opinii zawodników wzorowo. Kosztowało nas to około 2000 zł. Aeroklub Polski nie dał ani grosza. Do lutego 2000 r. stowarzyszenie było członkiem wspierającym AP. Niestety Aeroklub Polski zażądał od nas zapłacenia składki w wysokości 500 zł. jako warunek dalszej przynależności do AP. Tylko za co mamy płacić? Przecież informacje z AP dostaje każdy, kto wykupuje licencje, a zawody organizujemy za własne pieniądze.

W tym roku organizujecie już po raz trzeci Mistrzostwa Polski Zdalnie Sterowanych Modeli Szybowców na Zboczu w klasie F3F.
Zbocze to całkiem inna historia. Jesteśmy góralami. Wychowaliśmy się w górach, z tych gór rzucaliśmy swe pierwsze modele, tutaj latamy na paralotniach i spędzamy najwięcej swego wolnego czasu. Nic nie zastąpi tych wrażeń, jakie odnosi się latając na zboczu. Najlepiej niech świadczy o tym powodzenie, jakim cieszy się Puchar Polski, który od 4 imprez w ciągu 6 lat rozrósł się do 16, pomimo tego (a może dzięki temu), że jest rozgrywany w “drugim obiegu”. Przyjeżdżają do nas na mistrzostwa zawodnicy startujący w innych kategoriach modelarstwa (nawet reprezentanci kraju) i zaskoczeni pytają: “ jak to jest, że na nasze mistrzostwa przyjeżdża kilka, czasem kilkanaście osób a tutaj ponad 30?.”

Powiedzmy sobie jednak szczerze, że zarówno puchar jak i mistrzostwa na zboczu nie są honorowane przez Komisję Modelarską AP.
Organizatorzy imprez na zboczu dowiedli, że doskonale radzą sobie bez “opieki” ze strony władz pionu modelarskiego AP. Jest to już praktycznie cykl imprez organizowanych poza Aeroklubem Polski. Po raz kolejny okazuje się, że bez oglądania się na “górę”, można zrobić dużo dobrego dla rozwoju modelarstwa i popularyzacji lotnictwa. W końcu to modelarze budują modele, kupują bardzo drogi sprzęt do sterowania nimi i to oni powinni zadecydować, w jakiej rangi zawodach chcą wziąć udział. Myślę, że niektórzy zapomnieli o podstawowej zasadzie, że organizacja jest dla jej członków, a nie członkowie dla organizacji. Wszelkie próby narzucania jedynie słusznej drogi już przerabialiśmy.

Ale “to se ne wrati”- Jaka w takim razie jest perspektywa dla modelarstwa?.
Uważam, że szansą rozwoju modelarstwa (lotnictwa sportowego) są stowarzyszenia, które w perspektywie mogą stworzyć federację. Stowarzyszenia winny być bardziej ukierunkowanie na rekreację. Trzeba mieć świadomość, że struktura modelarstwa w Polsce na przestrzeni ostatnich lat bardzo się zmieniła. Sprzê t do radiosterowania, zestawy modeli a także gotowe do lotu modele oferuje teraz już nie aeroklub z przydziału, ale handel. Nabywają je coraz czê ściej ludzie dorośli. Czasem z nadzieją /a czasem pod pozorem/, że wciągną w tê zabawê dzieci. Stowarzyszenia powinny przyciągać takich ludzi do siebie, dać im możliwość samorealizacji a nierzadko spełnienia marzeń. W klubach musi być robione to, co chcą członkowie, tak aby byli zadowoleni. Nie należy kłaść nacisku na robienie wyniku za wszelką cenę.. Kogo to obchodzi, że w rankingu “centrali” jesteśmy na 7 czy 27 miejscu.
(1-sze może jeszcze robi jakieś wrażenie – ale... jest tylko jedno). Nas musi być widać “u nas” – w społeczności lokalnej. Należy się z nią integrować - przyciągać ludzi poprzez organizowanie imprez rekreacyjnych, lotów widokowych, akrobacyjnych, lotniowych, paralotniowych, pokazów modelarskich, obozów szkoleniowych.

To jednak też kosztuje.
Pozyskiwać środki można na wiele sposobów: od osób prywatnych, przedsiębiorstw, urzędów. Po reformie administracyjnej powstały nowe szanse zdobywania pieniędzy na każdym szczeblu: miasto, gmina, powiat, województwo. Bardzo ważne jest nagłaśnianie tego, co robimy, m.in. poprzez “sprzedawanie” imprez mediom. Taka reklama nic nie kosztuje a idą za tym pieniądze - bo jesteśmy coraz bardziej “znani z działalności”.

To brzmi niemal jak instrukcja postępowania dla chcących Was naśladować.
W końcu niech ludzie przestaną narzekać i zaczną działać, a jeśli nie wierzą, że się to udaje – niech przyjadą na Jodłowiec. Namawiam wszystkich do tego, aby zechcieli wziąć sprawy w swoje ręce i nie bali się ponosić za to odpowiedzialności. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, z czym to się wiąże i zastanowić się przede wszystkim nad tym, ile czasu mogą tej robocie poświęcić. Przy tego typu działalności nie można się też zarzekać a tym bardziej palić za sobą mostów. To szkodzi, a czasem wręcz rujnuje. Nieraz trzeba patrzeć przez palce i interes grupy przedłożyć ponad osobiste ambicje. Nie można spocząć na laurach, ciągle trzeba rozwiązywać jakieś problemy. Jedna osoba nie jest w stanie tego zrobić, ważne jest, aby była to grupa ludzi.

W sierpniu ub. roku zorganizowaliście Ogólnopolskie Spotkanie Pilotów Szybowcowych – Tęgoborze 2000.
Tak, zaprosiliśmy na nie pilotki i pilotów, którzy szkolili się w Tęgoborzu na Jodłowcu. W naszej działalności historia zajmuje najważniejsze miejsce. Spotkaniem tym chcieliśmy z jednej strony uhonorować pionierów lotnictwa na Ziemi Sądeckiej, a z drugiej pokazać, że polskie szybownictwo było mocne już przed wojną. Jest to ważne zwłaszcza teraz, przy “wchodzeniu do Europy”, by przypomnieć, że nie wchodzimy tam z pozycji przybłędy.
Szkoła Szybowcowa szkoliła ludzi z całej Polski. “ORLIK” chce nawiązać do tej tradycji, dlatego zapraszamy wszystkich chętnych, którzy chcą zasilić nasze szeregi , nie tylko modelarzy, ale sympatyków z całej Polski. Jest to ośrodek, który ma możliwość zjednoczenia ludzi do jakiegoś sensownego działania, co jest dobrze odbierane przez miejscową społeczność i znajduje życzliwe zrozumienie (przychylność) u lokalnej władzy.
Takie stare ośrodki jak Bezmiechowa, Ustianowa, Żar, Jeżów Sudecki miały swoją specyfikę, niepowtarzalną atmosferę, niespotykane warunki meteorologiczne. Zapewniam, że wszystko to można przeżyć na Jodłowcu.

Serdecznie zapraszam.
Bogdan Podhalański