V Ogólnopolskie Zawody Modeli Szybowców Zdalnie Sterowanych Dużej Skali "Giganty 2005"
Tęgoborze 23-24.04. 2005

zapraszamy do galerii

Wyniki zawodów

GIGANTY 2005 - TĘGOBORZE / KURÓW
V Ogólnopolskie Zawody Szybowców Zdalnie Sterowanych Dużej Skali zostały rozegrane w dniach 23-24.04.2005r. Gospodarzem imprezy tradycyjnie już było Sądeckie Towarzystwo Lotnicze "ORLIK", którego prezes - Tomasz Kosecki przywitał przybyłych zawodników i sympatyków tej dziedziny modelarstwa. Wyraził on swoje zadowolenie z faktu, że na terenie byłej Szkoły Szybowcowej powstaje już nowa tradycja latania modelami niewiele mniejszymi od prawdziwych szybowców, które startowały z tej góry. Założeniem organizatorów tegorocznej imprezy było umożliwienie jej uczestnikom lotów na żaglu nad zboczem Jodłowca jak i również lotów na holu za modelem samolotu. Pogoda ułatwiła podjęcie decyzji, od której konkurencji zacząć. Brak wiatru spowodował rozwinięcie startu na terenie po byłym lotnisku Aeroklubu Podhalańskiego w Kurowie. Pozostała po nim mała część w kształcie klina wbijającego się między rzekę Dunajec i bardzo ruchliwą drogę Kraków - Nowy Sącz - przejście graniczne Mniszek n/Popradem. Tak za rzeką jak i za drogą wznoszą się bardzo strome zbocza porośnięte lasami. Miejsce to stawia przed pilotującymi bardzo wysokie wymagania, albowiem przy wietrze od północy podejście do lądowania jest od strony rzeki. 23.04.Na starcie stanęło 12 zawodników, którzy zgłosili do konkursu lądowań 15 modeli (6 w klasie do 3,5m rozpiętości skrzydeł i 9 w klasie ponad 3,5m). Szybowce holowane przez model samolotu F3A-X pilotowany sprawną ręką Marka Ziółkowskiego szybko wzbijały się w powietrze. Te, które trafiały na noszenia , po kilku kręgach nad lotniskiem budowały 4 zakrętową rundę i spokojnie podchodziły do lądowania. Pilotujący nimi mieli też wystarczająco dużo czasu by przejść z miejsca startu do punktu "1000", na który każdy chciał "posadzić" swój model. Ci modelarze, którzy nie załapali się ze swoimi modelami choćby na przysłowiowe "zerko" musieli wykonać lot z wiatrem, nad głową (z prawej droga , z lewej rzeka) równocześnie biegnąc w przeciwną stronę w kierunku punktu do lądowania by w końcu po ciasnym zakręcie nad lotniskiem lub szerszym nad rzeką polecieć "na siebie" i przyziemić. Wszystko to w bezpośredniej bliskości Dunajca, który szemrząc wartkim nurtem o kamienisty i porośnięty krzakami brzeg znakomicie podnosił adrenalinę wszystkim pilotującym. Każdy z nich miał możliwość wykonania 3 lotów. To jest istotne doświadczenie, ponieważ większość modelarzy biorących udział w imprezie nie ma na co dzień okazji do wykonywania lotów wleczonych, ze względu na brak odpowiednio mocnych modeli holujących. Po pierwszym dniu zawodów czołówka kształtowała się następująco: klasa do 3,5m- Bogusław Małota - 2500 pkt, Zbigniew Rusinek- 1750pkt, Ryszard Waśko - 1600pkt klasa pow. 3,5m- Tomasz Kosecki - 2550pkt,(film z pierwszego lądowania mógłby służyć jako materiał szkoleniowy), Krzysztof Witek - 2100pkt, Jacek Barański - 1800 pkt. 24.04. W drugim dniu zawodów organizatorzy wyznaczyli miejsce startu na południowo-wschodnim zboczu Jodłowca. Słoneczna pogoda przy słabych podmuchach wiatru od strony Jeziora Rożnowskiego dawała nadzieję na loty w termice. Po przeprowadzonych próbnych startach ustalono, że każdy z zawodników po 5 minutach lotu ma wylądować nie niżej niż na łące przed linią drzew. Zarządzono start z lin gumowych co gwarantowało bezpieczny powrót do zbocza w przypadku braku termiki. Teoretycznie wszystko proste. Po starcie zakręt w lewo - nie podniosło - powrót przecinką między drzewami nad łąkę i bezpieczne lądowanie. Tylko, że to co sprawdza się w locie treningowym a nawet szkolnym, niekoniecznie funkcjonuje w locie zawodniczym. Powód? - WALKA! Walka o wynik, walka z rywalami, walka z własnymi słabościami i emocjami, walka z siłami natury. Jak zatem potoczyła się ta walka. W klasie do 3,5m w miarę spokojnie. Krzysztof Witek najmniejszym modelem zawodów (replika przedwojennej Sroki z 1934r., która niestety nie wystartowała w konkursie lądowań z obawy przed zbyt dużą prędkością holowania ) o rozpiętości zaledwie 2,3m dwukrotnie wylatuje "maxa". Na wynik zapracowały tutaj zarówno bardzo lekki model jak i doświadczenie pilota, który doskonale potrafił znajdować nim najmniejsze nawet noszenia. Cobra 17 Bogusława Małoty utrzymuje się w powietrzu 4min w pierwszym locie, a w drugim wylatuje pełnego maxa, co zapewnia mu zwycięstwo w tej klasie, bo plasujący się za nim koledzy Rusinek i Waśko uzyskują gorsze wyniki. Przebieg konkurencji w klasie ponad 3,5m cechuje większa dramaturgia. Bocian Jacka Barańskiego wykonuje lot godny modelu uznanego za najlepiej wykonaną kopie pierwowzoru. Nie tylko pięknie wygląda ale i leci na maxa. Startujący z pozycji lidera Tomasz Kosecki przeżywa chwile grozy na starcie. Kiepski start z lin gumowych i jego Foka o mały figiel nie zakończyłaby lotu na pierwszym z brzegu krzaku. Opanowuje jednak sytuację i przy panującej nad zboczem termice nie ma najmniejszych kłopotów z wylataniem maxa. Odpowiedź K. Witka, który w tej klasie wystawił do walki DG-800, jakby stworzonego na te warunki, jest natychmiastowa- również max. Kiedy mobilizowany do startu przez sędziów Jan Sejud "strzela" z gumy swoją Fokę czuje na plecach zimny podmuch wiatru. W tym momencie wie, że wraz z nim odchodzi szansa na udany lot. Nie złamuje się, zobaczył że tam z przodu lata jeszcze DG-800 Witka. Ma nadzieje, że pod nim podniesie. Nie podniosło. Powrót do zbocza. Coraz niżej. Po szansie na wynik. Pozostało tylko bezpiecznie wylądować. Ubiegłoroczny zwycięzca imprezy Edward Trzopek po konkursie lądowań jest dopiero na 4 pozycji (miał zastrzeżenia do nieprzewidywalnej nawierzchni pasa do lądowania). Teraz bacznie obserwuje loty poprzedników i ...obiera zupełnie inną taktykę. Po strzale z gumy, przy podmuchach z lewej strony, jego Fox nie leci pod wiatr nad zbocze, lecz z wiatrem w prawo - nie podniosło - szerokim łukiem zakręca w lewo - nie podnosi nadal - wszyscy wstają z miejsc. Zawodnik schodzi w dół zbocza, aby lepiej widzieć model między drzewami. Fox niebezpiecznie oddala się od zbocza. Teraz leci on już w kierunku jeziora. Szarpnęło mu skrzydłami, przestaje opadać, Dobry to znak. Zakrążył - minimalnie zyskał, ale to już wystarczy by złapać oddech i zacząć mozolnie "rzeźbić" wysokość. Długo, bardzo długo lata poniżej horyzontu. Centruje w końcu komin i robi wysokość. Teraz wracają obydwaj z dalekiej podróży, zawodnik na górę a model opuszcza komin, przelatuje triumfalnie nad zboczem i podchodzi do lądowania. W tabeli nie drgnęło- cała czołówka wylatała maxa. O wszystkim zadecyduje zatem druga kolejka lotów. Tymczasem jest już późne popołudnie i należy się liczyć z zanikającą termiką. Ledwie wyczuwalny wiaterek powiewa od lewej strony. Czy wystarczy na utrzymanie się nad zboczem? Wystarcza, ale nie na długo i nie wszystkim. Pierwszy przekonuje się o tym Jacek Barański. Jego Bocian po wystrzeleniu z gumy robi krąg, w którym szybko traci wysokość. Pozostaje mu tylko bezpiecznie wylądować. Tomek Kosecki wyczekuje na nagrzanie zbocza. W końcu wyczuwa ciepły podmuch i wykonuje wyjątkowo udany start. Ta wysokość jest na wagę...cennych sekund. Nad drzewami bowiem Foka nic nie zyskała, leci w lewo, poszukuje noszeń. Nie opada, jest zatem jakieś "zerko". Zawraca i lata bardzo nisko nad drzewami wykorzystując resztkę termiki. Ale i ona wkrótce się kończy. Leci poniżej koron drzew, powrót do zbocza jest już możliwy tylko przez przecinkę. Wpada w duszenie, rozpędza model, "podciąga", przeskakuje nad krzakami, wyrównuje lot i ląduje pod stok. Do maxa daleko, ale jest zadowolony, bo zrobił wszystko co było do zrobienia. Kwestia zwycięstwa w zawodach pozostaje nadal nierozstrzygnięta. Na start wychodzi Krzysztof Witek. Aby wygrać, jego DG-800 musi wylatać całe 5minut. Wystartował jeszcze wyżej niż Kosecki, próbuje blisko zbocza, nie ma nic. Odlatuje dalej w lewo, nie podniosło, trzeba wracać. Wraca wzdłuż linii drzew, co zrobi? Zakręt do zbocza i lądowanie, czy poleci dalej w poszukiwaniu swego szczęścia? Poleciał. Zaryzykował. Już nie jeden raz wychodził z takich opresji. Zna tą górę dobrze, ma najlżejszy model. To są argumenty "za", a co może być "przeciw"? -Warunki. Są albo ich nie ma. Ale tym razem jak na złość ich nie ma. Walka o lepszy czas zmienia się w walkę o ratowanie modelu, który niknie niestety za drzewami w dolinie. Na zboczu można przechytrzyć rywala, można pokonać własną słabość i odważyć się lecieć tam gdzie inni nie polecieli, ale nie można wygrać z siłami natury. Wiedzą o tym wszyscy, ale tylko najlepsi umieją to wykorzystać. Robi to teraz właśnie Edward Trzopek. Wybiera podobny wariant jak w pierwszym locie, ale tym razem ma więcej szczęścia (no właśnie- czy tylko szczęścia?). Łapie komin tuż po starcie i robi taką wysokość, z której jak na akrobacyjny szybowiec przystało schodzi efektownym korkociągiem. ()8 i pół zwitki). Uzyskując maxa przesuwa się na drugą pozycję. Zwycięża Tomasz Kosecki, Krzysztof Witek jest trzeci. (znajduje swój model u podnóża zbocza na drzewie i cieszy się z niewielkich tylko uszkodzeń). Dwudniowe zmagania zawodników kończy rozdanie efektownych pucharów, okolicznościowych medali i nagród rzeczowych zwycięzcom oraz dyplomów i upominków wszystkim zawodnikom, które wręczał dyrektor Instytutu Karpat przy MCK SOKÓŁ w Nowym Sączu Leszek Zegzda. W tym miejscu należy podziękować sponsorowi strategicznemu Firmie Wiśniowski, jak i Gminie Łososina Dolna i Modelarzowi (patronat medialny od 1 imprezy) za ufundowane nagrody i pomoc w przeprowadzeniu tej na wskroś udanej imprezy.

Bogdan Podhalański